CZAS JESZCZE MAMY?

Za oknem ciemno. Na zegarku godz. 4.30. Dla niektórych środek nocy. W grudniu dzień wstaje koło ósmej. Leżę zawinięta w mięciutką i ciepłą kołderkę, w głębokim śnie, z nadzieją, że budzik jeszcze nie zadzwoni. Jeszcze parę minut będę mogła spać, po zarwanej nad dokumentami nocy.

Mój mózg przeszywa przeraźliwy dźwięk budzika. Otwieram oczy z przerażeniem i próbuję przypomnieć sobie jaki dziś jest dzień. Dlaczego budzik budzi mnie tak wcześnie? Jeszcze nie ma piątej! Przypominam sobie. Czwartek. Ale kiedy? A! Grudzień, Adwent… No tak, postanowiłam chodzić na Roraty.

Wcale ta myśl nie wyrwała mnie szybko z łóżka. Zaczęłam kombinować, że może jeszcze nie dziś, może jutro, a może
w sobotę. Przecież w sobotę mam wolny dzień. Może wtedy pójdę. Dziś jestem taka śpiąca. Taka zmęczona pracą
w nocy, obowiązkami domowymi i całą resztą życia. Adwent dopiero się zaczął i jeszcze mam czas.

Czy Ty, drogi Czytelniku, też tak właśnie myślisz? Nie dziś, jutro, mam jeszcze czas? Tylko skąd wiemy, że ten czas jeszcze mamy?

Wiele lat temu tak właśnie myślałam. Jutro, w piątek, a może w sobotę, aż do pewnego grudniowego dnia. Nagła śmierć bliskiej osoby w rodzinie uświadomiła mi, że każdy dzień, to może być ten ostatni. Czasem Pan powołuje ludzi do siebie niespodziewanie. Czy będę gotowa stanąć przed Nim? Od tamtej pory staram się nie odkładać niczego na jutro. Oczywiście, że jest to trudne i czasem - ba! często! - się nie udaje. Nawet ostatnio znów odkładałam pewne rozmowy, przeprosiny, wyjaśnienia i działania na jutro, na za tydzień, a może na koniec miesiąca…

Słaba jestem… Staram się jednak!

Wracając do Adwentu. Ciężko się wstaje przed świtem, aby iść na Mszę świętą, ale ja znalazłam sposób. Co roku zwiększałam sobie ilość zakładanej obecności na Roratach. Na początku było to raz w tygodniu, potem dwa, trzy i tak doszłam do obecności każdego dnia. Codziennie idę towarzyszyć Maryi, która tak pięknie oczekiwała na narodzenie Jezusa.

Adwent to przepiękny radosny czas oczekiwania i przygotowania siebie na narodzenie Bożego Syna. Można w nim odmienić swoje myślenie, działanie i całe życie. Trzeba tylko chcieć. W tym roku ma dwadzieścia siedem dni. Zostało jeszcze trzynaście. Tylko, czy ich wystarczy, aby coś zmienić i przyjść na Roraty?

Ela

do góry